poniedziałek, 3 czerwca 2013

Another Brick in the Wall, czyli historia pewnego kilograma

W piątek odmulałem sie po powrocie z Niemiec, po południu do pracy, nie miałem nawet czasu czegoś konkretnego zjeść, w sobote na śniadanko, wypiłem jogurt lajt w biegu, i pojechałem fotografować wesele, zjadłem mięso, sałatkę z modrej kapusty i trochę z zimnej płyty, zero słodyczy i innych mega pysznie wyglądających rzeczy.

Po oczepinach pojechałem na imprezę plenerową " Projekt" i robiłem zdjęcia do ranna. Nad ranem już mi ładnie burczało w brzuszku :) Tak w brzuszku, bo juz bżżżóóóchalem tego nie mogę nazwać, bo zmalał calkiem fajnie :) 5 rano, piękny wschód słońca a Adaś sie kładzie spać:)


W niedzielę odsypianie soboty, obróbka zdjęć z sesji, wesela i imprezy i to by było na tyle z weekendu.

Optymistyczna wiadomość to kolejne urwane kilo i 136,8 na wadze :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz